aksamitnym dotykiem
rozbierasz moją duszę
aż do koronkowej
nagości serca
w twoich oczach
znalazłam czułość
pachniała czekoladą
i słońcem
cień nie ma
nad nami władzy
choć krok w krok
chodzi za nami
zasypiam z tobą
pod powiekami
by świtem znów
samotną być
w błękitnych falach nieba
wiatr kołysze uczucia
rozgrzewanych słońcem
ciał spragnionych
tęsknotą utkałam
koronek ażury
by głód rozkoszy
otulić jedwabiem
zastygła w bólu
dusza
szuka ukojenia
w szepcie ciepłych dłoni
serce zamilkło
dusza krzyczy ciszą
by emocje
skamieniały jak marmur
w splecionych dłoniach
skrywamy moc
by noce i dnie
były tylko dla nas
deszcz obmył duszę
ze smutku
wiosna
przyniosła ukojenie
w bezsenną noc
tętnisz mi
w skroniach
aż do świtu
splątałeś moje włosy
pocałunkami dłoni
wplatając w nie
iskierki gwiazd
spijasz z moich ust
słodycz
nie czując goryczy łez
wylanych ukradkiem
nocne niebo
drogowskazem gwiazd
wskazuje Ci kierunek
do mojej duszy
ukryłam w dłoniach
pamięć twojej twarzy
opuszkami palców
mogę namalować ją wszędzie
kęs po kęsie
sycę się
twoim słodko-gorzkim
spojrzeniem
wiatr kołysze
ramionami drzew
liście drżą
na myśl o gniewie burzy
w pajęczynie życia
tkamy
pętelka pod pętelką
wspólną nić
zasypiam w obłoku
twoich ramion
pod powiekami skrywając
strach przed samotnością
dotykam myśli o Tobie
każdej nocy
myśląc o Tobie
dotykam świata
nocą gubię maski
codzienności
by świtem
przybrać nowe
zawieszeni
między być a mieć
mamy tylko siebie
i wiatr
krzykiem mew
rozganiam
letnie duszy
namiętności
gdzieś pomiędzy
Tobą a mną
droga rozdeptana
marzeniami
nie słucham już słów
rzuconych na wiatr
zwykle wracają
kamieniem
wiatr jest moim sprzymierzeńcem
tańczy ze mną
na pustyni wspomnień
aż do zatracenia
otulona płaszczem
twoich ramion
nie marznę już
śniąc w nich aż do świtu
dotykając mojej duszy
rozpalasz ciało
aż do granic
pożądania
deszcz
spłyną wiosną
zapachniało słońcem
nareszcie
w samotności pancerz duszy
lśni jak zbroja
tych, co walczą
do utraty tchu
w twoich ramionach
skrywam swój świat
przed zawistnym
wzrokiem obcych
na granicy
nocy i dni
świt przynosi
nadziei płomienie
łzy balansują
na krawędzi rzęs
by spłynąć w ciepło
twoich dłoni
fale uderzają
o skały wspomnień
morze studzi
rozkosze letniej nocy
trudy dnia zmywasz
pocałunkiem
tuląc w ramionach
aż do utraty tchu
dusza krzyczy bólem
rozdzierając ciszę
na strzępy serca
czarny woal szalu
spowił noc namiętnością
rozbudzoną do białego świtu
samotność nie lubi ciszy
gwar ulicy
rozbudza jej pamięć o życiu
mgła spowiła jezioro
nie widać brzegu
wokół tylko szary bezkres niemocy
szafirowo-złota łąka
kwitnie wiosną
przynosisz mi ją co dzień do domu
powietrze jeszcze tobą pachnie
choć morska bryza
studzi rozgrzane ciała
zatrzymaliśmy wspomnienia
w morskich falach i tej muszelce
którą dla mnie znalazłeś
zrywasz dla mnie fiołki
tak delikatne że nikną w twojej dłoni
jak ja gdy tulisz mnie w ramionach
ptakiem wiatru odlatuję
by w twoich ramionach
uwić bezpieczne gniazdo
sztorm obudził fale, wzburzone krzyczą
nie ufaj mu, nie ufaj sobie
walcz z przeznaczeniem
sosna daje cień w upalne dni
powietrze pachnie igliwiem
i tylko ciebie tu nie mam
lubię patrzeć na rzekę
płynie wolniej niż czas
i tęskni razem ze mną
niebo płacze od rana
deszcz rozbija nasze serca
idzie burza - wszystko uspokoi
księżyc zazdrości mi ciebie
otoczony tysiącem gwiazd
chciałby wtulić się w jedną i zasnąć
zamieniasz moje łzy
w sznury pereł
oplatam nimi nadgarstek, by pamiętać