nie pamiętam nocy
podarłam kalendarze
zegary stanęły
na godzinie próby
jestem tylko ja
i przestrzeń
poznajemy się
od wschodu do zachodu
od bólu do rozkoszy
od brzegu do brzegu
aż po kres sił
poznajemy się
od wschodu do zachodu
od bólu do rozkoszy
od brzegu do brzegu
aż po kres sił
dławią duszę
do bólu
samotności
nie mogę krzyczeć
słowa
duszą skronie
aż do obłędu
ciszy
zatapiam się
w nim
by nie zapomnieć
dni szczęśliwych
zabranych
od tak
znienacka
została pustka
rozdarte serce
i ten mebel
z duszą ukrytą
na zawsze
błękitną akwarelą
rozmyłam
zakochane oczy
tonę w nich
bez pamięci
choć chmurne skronie
znaczę węglem
w kąciku warg
uśmiech
podkreślam miłością
by rozgrzać
nimi duszę
manipulacja
dni i noce
pachną
radości deszczem
od wschodu do zachodu
słońce tańczy
z księżycem
by odejść
ja - od ciebie
ty ode mnie
sami
między
szczęściem a rozpaczą
niewiele
już zostało miejsca
dla nas
otula duszę
srebrną poświatą
tuląc do snu
ramionami
z czarnego aksamitu
aż do świtu
szepce
kołysankę miłości
promień
twojego uśmiechu
ogrzał
zmarzniętą duszę
nim rozgrzał
dłonie
chmury przesłoniły
skronie
i tylko łzy
rozbijały się
o bruk
twoich kłamstw
ból odczuwany
codziennie
strach odmierzający
godziny
i radości
pełne minuty
nie przechodź
obojętnie
gdy drogę
przetnie ci
drugi człowiek
mienią się niczym
kryształy rozpaczy
rozbijające się
o bruk codzienności
każda łza
ma swoją wartość
skrywa w sobie
brylanty
zranionej duszy
ta ostatnia
jest
jak diament
od Ciebie
patrzę
jak zachłannie
konsumujesz
nasze szczęście
kęs po kęsie
znika
jak ciepła szarlotka
z lodami
biorę
ostatni kawałek
na osłodę
zapamiętany
od gładkiej szyi
aż po błądzące
z pożądania
dłonie
dusza płacze
składając
słowa
w wyznania
zbyt śmiałe
milczeniem
krzyczą dłonie
delikatnie
tuląc twoją
twarz
milczeniem
ciało tęsknoty
pragnie
milczeniem
kochamy się
za bardzo
ścielą
zakochanym
jesienne dywany
by szelest
ich stóp
zapamiętać
na wieki