sobota, 31 grudnia 2011

* * *



Zapamiętać Ciebie aż do bólu
tyle chciałam powiedzieć
milczałam


Zapamiętać Twoje imię 
nie zapomnę
obiecałam


Słowo dane za słowo - i cierp
- Został tylko okruch miłości i lęk
    
Przed czym chroni mnie gest rozpaczy
to iskra bólu w mojej skroni
to odruch czułości dla Ciebie


Zapamiętać


Zaczekać

Jesteś...

jesteś powietrzem
które drzewa pieści
rękoma z błękitu
skrzydłem ptaka
który nie trąca liści


jesteś zachodnim słońcem
pełnym świtów
westchnieniem


świeżą wodą
sosną - która cień przyrzeka
drżącą osiką - która współczuje


Ty – rozbłysły w każdej gwieździe
której na imię miłość

Katarzyna

Katarzyna mówi milczeniem
jak lot sowy nad porębą


Moje ciało jak słoneczna plaża 
otwarta dla morza i wiatru


Moja dłoń jak ptak w sidłach
w gęstniejącym mroku


Moje włosy - to już tylko cień srebrny
moje oczy - światła odpływających łodzi


Zanim porwie mnie ciemność
Katarzyna mówi milczeniem.

* * *

Niewiele u mnie zasług
tyle co umiałam

wiatr wypłoszyć
z Twoich dłoni

w cieniu Twego cienia znalazłam 
kilka słów, z których zrodziła się poezję
i lotne pajęcze krajobrazy
w których trudno się poruszać
z odsłoniętą twarzą


Może byłam zbyt szorstka
ale uczyłam się długo i uparcie


Może byłam zbyt łagodna
ale wtedy już mogłam patrzeć w słońce


Niewiele u mnie zasług tyle co umiałam
kwiaty w ogrodach zachęcić nagością do kwitnienia
płomień niosłam w dłoniach i stąd
poczerniała trochę moja czułość
dla miejsc
gdzie ptaki dni powszednich zlatują 
gromadnie
gdzie Twoje dłonie sypią okruchy świtu


Niewiele u mnie zasług
- choć tak bardzo chciałam...

Co było...

Tego co było i tego co będzie
nie można złożyć
obok siebie
w obraz

 - szorstkości ziemi 
z lekkością obłoków
 - dzbana pełnego 
tuż przy suchej studni


Na nic tu teraz wszystkie przykazania
gdy pęd rozcina
pociemniałą przestrzeń

a światła domostw
mijanych po drodze

to tylko błyski na ekranie nocy


Bo to co było - nosimy w pamięci
co jutro będzie - nikt nam nie wywróży
więc by z pustymi nie wracać rękami 
wiersz ten - Twój bilet z męczącej podroży

Prosty żal



Tak ciężko odejść
trudny wstyd
Tak prosto płakać
strach kolibra
Trudno zapomnieć
zwykła przecież miłość
A serce szamoce się
za Tobą

* * *

wielka improwizacja
na szczycie kariery
umiejętnie dobrane słowa


lada chwila koniec widzenia
bo zadzwonił telefon
może zechce kolejnego wywiadu


ziemski bóg
tnie się z Bogiem
są tylko zwyciężeni


każdy dzień
może być ostatnim aktem cierpień

Przewrotność

Mężczyzna
bez rąk
to nie Woźnica z Delf
nie ma prawa
do życia
umiera
pod wielką presją
opinii publicznej


Kobieta
bez rąk
to nie Wenus z Milo
nie ma prawa
do miłości
stoi
pod pręgierzem 
chłostana
przez grzeszników


Człowiek
bez serca 
pusty


odwraca wzrok

* * *

Nie chcę kamieniem opisywać
świata moich żywych pragnień
istnieje tylko czerń i biel
umiłowane we własnej nienawiści
współżyją regularnie
w fizycznym łożu gwiazd


Jedno bez drugiego nie istnieje
zatraca się w szarości
usychając z bezbarwnej tęsknoty
dlatego piszę czarno – biało
z nieustającej litości
dla siebie

Kamień

Może jutro uda mi się
podnieść rękę
i rzucić kamień


bo będę bez grzechu
bo będę bez siły
bo będę bez pomysłu


na połknięcie gorzkiej śliny 
dzisiejszego dnia


i to dziwne
że ten kamień
uderzy
właśnie mnie

* * *


Miłość jak tarcza
odbiera ciosy
nauczyłam się 


walczyć o


twoje oczy 
twoje serce
twoje wady i zalety


a wszystkie moje rany
czas opatruje
twoim szeptem

* * *

pytasz - co dźwigają w jukach wielbłądy
niosą moje serce
przez pustynię


kiedy odszedłeś
zostałam sama 
pod żółtym słońcem


sucha ziemia 
serca ludzi puste
nie dla mnie bije
źródło skryte w mroku


czasem Ciebie widzę
lecz wyciągniętymi rękami
dotykam tylko
myśli o Tobie


pytasz - co dźwigają w jukach wielbłądy
niosą moje serce
przez pustynię

* * *

tu w ogrodach elektrycznych świateł
barwy schną  na wiór
czerwieni tyle
co na gile gardło

rubinów swąd,
a nocą

metalowych wron płoszący warkot


spalona zieleń - kępy ledwie 
- i co to za zieleń
rude runo dnia, kiedy 
nie zdmuchnięto jeszcze latarni


tu może i drogi byłyby proste
gdyby nie zarosły głogiem i ostem
i suchą zieleni zawiścią 
kaleczącą nawet niewinne serca

Groszki

Masz jeszcze
tyle czasu

tyle dni
      ...pachną groszki...


Zawsze
masz prawo wyboru



Więc po co tak szybko
Kochasz
Kłamiesz do mdłości
     ...groszki więdną...


Dano Ci tyle okazji
na znajdowanie
zapominanie
naprawianie


Tyle światów wokół
tyle masz zmysłów
wystarczy 
na niejedno kochanie
                 ... groszki  zwiędły...

* * *

tak bardzo Twoja
uśmiecham się do Ciebie
imię którego nigdy nie zapomnę


chodzę ulicami
z sercem w gardle
odbieram telefon
zazdrosna o twój spokój
modlę się bezwiednie
o szansę dla Ciebie

Jeśli

Jeśli chcesz mnie zatrzymać - podaj mi rękę
jeszcze może mnie zatrzymać ciepło Twojej dłoni
Uśmiech też ma własności magnetyczne, słowo
Jeśli chcesz mnie zatrzymać - wymów moje imię


Słuch ma granice ostro zakreślone
i ramię jest o wiele krótsze niż słoneczny promień
Jeśli chcesz mnie zatrzymać - musisz się pospieszyć
krzyknij - inaczej Twój głos nie dosięgnie mnie


Pospiesz się, nie zatrzymana
odejdę i cóż z tego - że przeklniesz tę ziemię
cóż z tego, że ją zdławisz mściwymi rękami
w sypki piasek wpisując moje wyblakłe imię


Jeśli chcesz mnie zatrzymać - daj rękę
Tchnij w moje usta oddech
Nie ma już we mnie nadziei
Uczyń to nie dla mnie, dla siebie

Pustynia słów

Jeżeli powiem
Tobie słowo

- ono odleci ptakiem
i wybierze gałąź 
nie mojego drzewa


Jeżeli gest łagodny
uczynię
nad Twoją głową

gdy śpisz - on utonie
głębiej niż milczące
wrzeciona łodzi podwodnych


Wybierz, więc


wiedząc, że po pewnym czasie
jakikolwiek wybór
okaże się pustynią
którą oboje musimy przejść

Samotna III

Weź teraz ciszę która wokół Ciebie
gdy mnie za oknem gwar ulicy płoszy


Spróbuj porównać dzień co minął z nocą
gdy mnie za oknem ledwie blask


Weź teraz słowo którego nie mówisz
gdy moje słowa w czterech obcych ścianach


Spróbuj porównać nasze samotności
jeśli możliwe są do porównania

Samotna II

Po wrześniowej burzy
przypadkowo jak nigdy
spojrzałam w świeże kałuże deszczu
w czyste odbicie latarni
znienacka zawiał wiatr i obraz
Twojej twarzy rozpłynął się


Wróciłam do domu
byłam sama
nalałam wody do wanny
przygotowałam ręcznik
postawiłam szampon


Spojrzałam na krople wody
w nich znów  - Twoje odbicie
zrozumiałam
jak bardzo tęsknię

Samotna I



Jestem ziemią samotności
gdzie tylko jedna grudka Twego uśmiechu zakwita


bezkresne morze 
Twoja tkliwość ponad nim 
jak zagubiony ptak


może to anioł
o skrzydłach tak nieważkich
jak Twoje słowa

* * *

A teraz wyjdź
jak wychodzisz
na spacer


zostaw mnie
sam na sam
z nostalgicznym
tego życia rozumieniem


porzuć mnie
jak porzuca się
dom rodzinny


i wracaj tylko
szybko...


świat Ci da
przepustkę

* * *

jestem naga


życie
stąpa powoli


po upokorzonej ziemi
bez matki
bez ojca


ból...

* * *

życie 
jedną odsłoną
w teatrze cieni


tylko raz jesteś aktorem
drugorzędnej sztuki


i choć życie 
jest doskonałym darem
kiepsko grasz


na nic reżyseria
na nic scenografia


życie rozpisuje nam kiepskie role


a spektakl
ciągle trwa...

* * *

czekam na Ciebie obok tej nocy
która przysiadła na sąsiednim krawężniku
podpiera ciemne usta 
ma Twoją postać 
błękitne oczy
i cień na czole


dość
wygładź w fałdach sukni wiatr
wiem, że on przyjdzie
jak deszcz...
a może


nie przyjdzie
już nigdy

* * *

a kiedy 
czesałam włosy
na drzewach zakwitła wiosna
i zbierałam naręcza kwiatów
nie martwiąc się
o jutro



lato było gorące
złote kłosy dojrzewały
pierwszą miłością


burze
przychodziły i odchodziły


przyszła jesień
ptaki odleciały
gubiły pióra w złocistym podmuchu
... by powrócić


zimy nie będzie
bo nie można miłości skuć lodem
a śnieg nie przysypie
trzepotu skrzydeł

* * *

bądź przy mnie blisko
bo tylko wtedy
nie jest mi zimno


czas nie przylega
do marzeń


Twoich ramion mi trzeba
dwóch promieni wszechświata

* * *

Tak skruszałam
łamiąc ręce w otwartym oknie
zostawiając na stole resztki chleba
w przekonaniu, że wina za grzechy
zostanie odwołana


teraz
kiedy przykładam palce do kartki
czuje wyraźne tętno
szybkie
nie zatrzymam go w odpowiednim momencie


dobre chęci, którymi wybrukowane jest piekło
należą do mnie 


i będą mi odwzajemnione 
z pewnością


inaczej 
- byłaby to wielka niesprawiedliwość

* * *

nadaj mi imię
a przyjdę
duszo moja


nadaj mi imię
nie pytaj
czy 
jestem przelotnym ptakiem
czy krzewem, który w ziemię wrasta
i barwi ją
kolorem krwi


nie pytaj
jak mi na imię
sama nie wiem
jak dzień bez słońca


szukam
mojego imienia
jak Ciebie


jeśli je usłyszę
to przyjdę
choćby z dna piekieł
uklęknę przed Tobą
i w Twoje ręce oddam
zranione serce

* * *

Jedyny kwiat moich ogrodów
to teraz róża wiatrów
jej ostre kolce
tak pięknie dziurawią przestrzeń
że nie wystarczą
już zamknięte
kręgi kompasu

Wierzę w nagie ciało - w brzeg
rozkołysanego morza kiedy
dmie północny wiatr
a powieki
jak stary most 
między dniem a nocą

Przypomina to lot rybitwy
z rybą w dziobie
gdy daleko było
do więdnących ogrodów miasta

Odchodząc o krok od okna
znów oddalam się od Ciebie
o jeden obrót ziemi

* * *


każdego dnia rano zasłaniam się woalką zapomnienia
wieczorem nie pamiętam Twojej twarzy
zapadam w sen... przychodzisz jednak do mnie
całuję
budzę się
stoisz tak blisko
i znów od rana zapominam Ciebie

* * *

nie boję się Twoich ironicznych oczu
wyrazu pewności siebie w kącikach ust
ostrych słów pomieszanych z pieszczotą rąk
wiem jaki jesteś, bo Cię wymyśliłam

tchnęłam w Ciebie swój ogień
zaludniłam planety Twoimi cieniami
by nie były samotne

będziesz panem tych głazów
w przestrzeni
ptaków
rwących górskich potoków

będziesz siłą od świtu

Tajemnica życia

To my rodzimy mężczyzn o silnych
ramionach
nie z uśmiechu, lecz z bólu
i wielkiej miłości
która pachnie jak ścięta trawa
pod 
lipcowym słońcem

w głębokich wąwozach
rośnie tajemnica istnienia
której nikt nie przejrzał

a my ciche
akceptujemy
z pokorą
ból i radość
i nasze przeznaczenie

Matematyka życia


Bez niewiadomych
wśród obcych pierwiastków
zawarci w rzeczywistości
tworzymy pusty zbiór


Bóg nie jest matematykiem


Jednemu mężczyźnie 
podporządkowuje 
dokładnie jedną kobietę


równość życia nie jest tożsamością 

Lekcja anatomii

między płucami a sercem
szukam zagubionego czasu
bo przecież we mnie
początek i koniec

w przedsionku lewej komory
znalazłam wspomnienia
od lat pielęgnowane
czerwoną różę
pierwszy pocałunek
dotyk dłoni

w włóknach mięśni
ukrywa się moja miłość
czasem wychodzi z kryjówki
boję się że ją stracę
czuję wtedy niemoc
bezwład
tkliwość
i mądrość

Domino życia


Pytasz czym jest nasze przeznaczenie
życiem
biało - czarnym

jak szachownica


Szachownica na łące
na polu król i królowa
czarny i biała
na polu pionek
czarny - Troska

Biały welon powiewał

otulał twarz
tańczył z włosami
zakrywał los przed nami
białe – Szczęście

Anioł gra w szachy z szatanem
biało - czarny krąg
wiruje aż do bólu
oszalała karuzela
Ja z nimi
białe

czarne


Szczęście i Troska - które to Ty?

* * *

jestem dla Ciebie
czuła jak kredka do warg
dobra jak płomień w lichtarzu

promień srebrzystego księżyca
opada na Twoje powieki
uśmiechem
odpędzam myśli - kąśliwe, złe

ta noc
dała mi Ciebie
ogromna noc
w której gubiłam rozrzucone
na 
płótnie włosy

jesteś
tym księżycem, który
świeci
tylko na moim niebie
kocham
i błagam o wieczność

* * *

za całą miłość
dam Tobie

parę skrzydeł Ikara

błękitną sukienkę
bezchmurne słoneczne niebo
i noc pełną gwiazd

nie jestem gwiazdą
żaden z mych promieni
nie rozdarł ciemności
umiem
tylko świt przybliżać

w moich zaciśniętych dłoniach trzymam
złoto, które zachodzi czernią
i krew pochłania błękit
 - jak ciało moje do twego -
przywiera moje niebo
czasem, szare, czasem błękitne
 - po prostu moje - 

* * *

Wszystko co powiem

to będzie

szmer fali kiedy na złotym piasku
ślad zostawiam na chwilę
to będzie
lot motyla nad wysoką
nie skoszoną jeszcze trawą
i trzmiela pierwsze granie
w zielonej buczynie

Wszystko co powiem
to będzie
grosz rzucony w zbyt głęboką studnię
Twoich oczu


Wszystko co powiem
to tylko
tęsknota

* * *

Przylecę do Ciebie ptakiem wiatru

kiedy późne słońce
ozłoci ten okruch lądu
za którym już tylko morze

Przylecę do Ciebie ptakiem wiatru
kiedy świt osrebrzy
jeszcze śpiące szyby

wtedy poznasz
że ten wiatr to ja

* * *

najlepiej bądź morzem
to bezmiar, który mnie otula
od widnokręgu aż po ślepe wydmy
gdzie sen to ledwie
dotyk Twych dłoni

możesz też być
przystanią
ciepłem i źródłem
sennych marzeń
pulsujących do świtu

imieniem chwili i zdaniem które było
własnym odbiciem
kolcem róży
czekającej na miłość
źródłem światła

ale najlepiej, bądź morzem
bo wtedy już miejsca nie będzie
między Tobą a brzegiem