czas
stanął w miejscu
zegary
już nie pokazują
jutra
minuta
po minucie
wydłużają dziś
aż do wieczności
trwanie
w bezruchu
milczące
między nami
noc
deszczem obmyta
przynosi świt
wolny od trosk
cisza
krok po kroku
odsłania niebo
wiatr
porządkuje myśli
by nadchodzący dzień
zacząć spokojnie
od nowa
osamotnienie
paraliżuje duszę
bez emocji
bez gestu
bez słowa
krzyk
dławi strach
przed pustką myśli
i niewidzących oczu
wokół tylko twarze
wygięte grymasem
i cisza
gęstniejąca przerażeniem
szukam schronienia
w ramionach deszczu
chłód z przestrzeni
łagodzi ból
ukryty w skroniach
krople
jedna po drugiej
jak balsam
otulają duszę
płyną
doliną rozpaczy
wprost
pod stopy
by rozpaść się
na bruku
na kryształy wspomnień
pod ciasną maską
obojętności
skryłam duszę
rozerwana
na strzępy
wylewa się potokiem
niemych łez
z niewypowiedzianych
słów buduję mur
by osłonić resztki
normalności
perły łez
nanizuje na wspomnień
cienką nić
naszyjnik
bólu i rozpaczy
z dnia na dzień
coraz dłuższy
słowa
jak kryształy
pękają z bezsilności
paraliżując
każdy gest
noc
puste godziny
niemocy serca
miarowy oddech
zamknięte oczy
i cisza słów
tętniąca w głowie
sen
nie przynosi ukojenia
rozczarowana
czeka
na kolejny świt
pustka
i tylko
pod powiekami
zostały
zamazane obrazy
pastelowe cienie
ledwie zarysowały
wspomnienia
wczorajszego dnia
ciężar dnia
olejną kreską
zaznaczony
akwarele
namalują drogowskaz
na kolejne dni
bez odpowiedzi
czas
stanął w miejscu
tyle słów i znaczeń
noc za krótka
by odnaleźć sens
myśli krążą
między słowami
pamięć burzy
niesprawiedliwość
pytania
rozszyfrowują
zagadki życia
by odkryć cel
wystarczy wiedzieć
okradziona
z dni i nocy
zastygam
gdzieś pomiędzy
wczoraj a dziś
jutro
przychodzi powoli
pierwsze myśli
stawia
na progu świtu
w zawieszeniu
czeka
na słowo
gest i dotyk
dusza
rozdarta
krzykiem ciszy
krwawi samotnością
ból
nie bierze
jeńców
bez słowa zabija
niemoc
strach
rozczarowanie
nie szuka
zrozumienia
czeka
tylko na spokój
jest za cicho
pustka nocy
przytłacza głębią
słowa
grzęzną w gardle
myśli krążą
nie znajdując sensu
niemoc
rozsadza skronie
łzy sklejają powieki
sen nie przychodzi
byle do rana
skamieniałam
jak Niobe
z rozpaczy i bólu
łzy bezsilności
rozbijają się
o bruk
słowa
więzną w gardle
myśli
ranią serce
sztyletem pamięci
ręce drętwieją
zamierają
w półgestach
by trwać
tęsknota
oplata nas
pajęczyną wspomnień
czas
stanął w miejscu
słowa
kolorują myśli
układają
z nich puzzle
obrazy
zmieniają się
jak w kalejdoskopie
dzień po dniu
pamięć za ból
i cisza
most zawieszony
na krawędzi rzęs
stąpam po nim
niepewnie
między
jawą a snem
szukam ukojenia
troski dnia
zlewają się
z łagodnością nocy
łzy
obmywają myśli
dusza oddycha
spokojniej
milkną słowa
cisza pokornieje
wiatr zgasił słońce
niebo poczerniało
cisza ugrzęzła
w koronach drzew
ziemia się zatrzęsła
popękała w posadach
pochłonęła
krzyk i strach
łzami deszczu
zmyła ból
zostawiając ślady
w koleinach przeszłości
stanęłam
na pustej scenie
w teatrze życia
powoli
gasną światła
spadają maski
zmieniają się role
liryczna
tragiczna
zawsze jakaś
został
tylko jeden akt
rozpaczy
cisza
jak chłodny wiatr
przeszywa skronie
mrozi myśli
aż do kości
zadaje ból
każdym
wykrzyczanym słowem
cisza
nadeszła znienacka
zagościła
między sercem i rozumem
stoi na rozdrożu
szuka drogi wyjścia
milczeniem
balsamując strach
spopielały dni
noce krwawią
łzami samotności
gdy odchodzi matka
czas staje w miejscu
słowa
rozbijają się
o mur ciszy
wracają echem
rozdzierającym skronie
gdy umiera matka
dusza krzyczy strachem
o jutro bez marzeń
między
wczoraj a dziś
została tylko
niewyobrażalna pustka
ulga
ból rozbity
na atomy cierpienia
milczenie
oczu i rąk
odbiera nadzieję
cisza
rozrywa duszę
na strzępy
sól łez
wypala w nich
piętno wspomnień
czekanie
droga donikąd
w ciszy
prowadzi
w dwie strony
czekanie
czas
płynie powoli
złudne minuty
nie chcą się
skończyć
czekanie
świt
zbliża się
do nocy
nie znajdując
słońca
niepokój
rozsadza skronie
zagłuszając
drżące serce
między
ciszą a ciszą
dusza krzyczy
o szansę
karuzela uczuć
kręci się
bez przerwy
gdy zamilknie
straci wszystko
bezradność
między
bólem a myślą
uwięziona
wije się
w konwulsjach nocy
wiatr
gęste chmury
rozgania
ciszę nawołując
by ukoiła
duszę poranioną
deszcz
obmywa ścieżki
kręte
by wyznaczyć im drogę
do szczęścia
pustka
z minuty na minutę
życie toczy się
miarowo
idzie
przed siebie
mijając
betonowe ulice
i leśne dukty
bujając w obłokach
i tak zerka pod nogi
by nie potknąć się
o kolejny dzień
bez celu
pomiędzy
być i mieć
zawieszona niepewność
krzyk jutra
zagłusza
wczorajszy szept
i tylko cisza
pochłonęła dzisiaj
bez reszty
noc płacze deszczem
wystukując
rytm samotności
kałuże bólu
zamazują ślady
tego co za nami
roztopione łzy
tracą na znaczeniu
wiatr
przynosi ulgę
w zwyczajny dzień
stanęła w świetle
błyskawicy
niczym zjawa
powodzią wrażeń
sięgnęła głębi
rozwiała
nieufność i obawy
zatrzymała ciszę
na lata
na wieczność
wiatr odleciał
w stepowy bezkres
wysokie trawy
wstrzymały oddech
na chwilę
zagłuszając krzyk
baśniowego kraju
fala tsunami
noc
wkrada się
przez otwarte
okiennice duszy
wspinam się
zadeptując gwiazdy
by przysiąść
na księżycu
chłodny
przyprószony srebrem
kołysze do snu
ukryte pod powiekami
myśli
dusza podzielona
na dobro i zło
potyka się
o własne myśli
nie rozróżnia słów
nie czuje gestów
nie liczy się z emocjami
pajęczyną zdarzeń
oplata serce
by biło dalej
miarowo
choć raz dobrze
a raz źle
w chaosie pustki
myśli podarte
na strzępy słów
próbują złożyć sens
kolejnych dni
emocje
budują napięcie
czas potęguje niemoc
i tylko łzy
śmieją się szyderczo
dłonie drżą
podpisując wyrok
kolejnych
bezsennych dni
między
przeszłością
a przyszłością
krążą myśli wypędzone
przedwiośnie
wieje chłodem
remanent wspomnień
wietrzenie zdrarzeń
porządkowanie pragnień
małymi krokami
idzie wiosna
czas przygotować
nowe emocje