duchy niepamięci
kołyszą mrokiem nocy
projekcja wspomnień
nie pozwala
zmrużyć powiek
los igra
z duszy niepokojem
serce wybija rytm
miłości
myśli milczą
odliczając
kolejne godziny
do świtu
zwodzony most uczuć
rozpięty
na przepaścią
codzienności
nie zaprowadzi nas
do granic rozsądku
gdy spojrzysz w niebo
oślepi cię słońce
gdy zerkniesz w dół
zalejesz się łzami
to droga donikąd
po burzy
nie przyszło
słońce
zszarzało niebo
jesiennym bólem
wiatr
sponiewierał liście
zrzucając nimi
o bruk
osamotnionych
poranionych drzew
nie tulił nikt
stoją
umierając z tęsknoty
za wiosną
idę sama
przez getto
betonowych ulic
mijam
porzuconą miłość
bezradną
nikt nie powiedział jej
jak teraz ma żyć
bezwiednie patrzy
w zabite deskami okna
opuszczone domy
zdziczałe ogrody
odwraca wzrok
od miejsc znanych
z rozpaczy przyspiesza krok
by ominąć wspomnienia
dalej
idę sama
w milczeniu
ciało
bez duszy
jest nagie
szalem myśli
otulone
drży od chłodu
uczuć zastygłych
nieme oczy
krwawią
z bezsilności
przygryzając wargi
opętane krzykiem
zbudowała
szklany mur
pomiędzy
myślą a słowem
obojętność
spaceruje
pośpiechem ulic
gwarem
zagłusza rytm
serca
oczy
z zemsty
wbija w ziemię
pamięć serca
jest brzemieniem
przytłacza duszę
jak głaz
myśli pulsują
w skroniach
zarysowując swój ślad
głęboką zmarszczką
gesty paraliżują
niecierpliwe dłonie
słowa więzną
w gardle
cisza rozrywa
je na strzępy
i tylko oczy
choć martwe
chcą nadal żyć
chłód jesiennego deszczu
zawsze poda mi ramię
gdy spaceruję
między jego kroplami
wiatr
szumi wspomnieniami
spadają z drzew
jak kasztany
łzy plącze z kroplami
rozrzucając je
jak liście
zatapia
w kałuży pustkę
duszy
rozpostarłam skrzydła
na szarym niebie
świt zarysował
pierwszy promień
mgła spowiła
łąki cień
żółto-czerwony dywan
szeleścił
pod stopami
pajęczyna ramion
zarzuciła sieci
by zanurzyć w nich
myśli rozczochrane
słońce
podnosiło leniwe powieki
a deszcz liści
przywitał
nowy dzień
pod powiekami
czeka świat
kołysany
spokojnym wiatrem
na plaży życia
wylegujemy się
w słońcu dnia
i spacerujemy
pod gwiazdami
wspomnienia
zbieramy jak muszelki
czułości
wykrzykując jak mewy
żal zakopujemy
na dnie oceanu
by otwierając oczy
znów móc żyć
między
sercem a kamieniem
jest tylko jedna
samotność
tam gdzie morze łez
przysypała
pustynia uśmiechów
odtąd dotąd
i gdzie
nie słychać już
żadnych kroków
tęsknota
maluje obrazy
grubą kreską
akwareli
alabastrem
muśnięte ciała
wypatrują
smutków błękitem
podszytych
rozkosz czerwieni
burzy harmonię
hebanowego nieba
obsypanego
brokatem gwiazd
szukając sensu
potknęłam się
o półsłówka
bez znaczenia
zbieram
porozrzucane spółgłoski
obietnice
pękały jak gałęzie
ze smutkiem
gubiąc liście
w labiryncie myśli
pustym echem
odbijają się
tylko samogłoski
za dużo myśli
za mało słów
noc taka krótka
dzień za długi
by żyć po swojemu
zanurzyć się
w jesiennej aurze
skrzyżowanych dróg
i uciec
w czas
co nie przemija
zawarłam z nocą pakt
jej mroczna cisza
jest prawdziwsza
od zgiełku dnia
ulice nie krzyczą
już kłamstwem
zniecierpliwieni
nie rozpychają
godzin łokciami
emocje gasną
w kąciku myśli
słowa milkną
gdy dusza
zaczyna żyć
emocje zaklęte
w dźwiękach słów
zatapiają się
w bezkresie
między
tobą i mną
i tylko
bezradność
wypełnia pustkę
aż po brzegi
ciszy
dwie dusze
w jednym ciele
codzienna
walka o byt
myśli wędrują
w bezkres nocy
by zawrócić w dzień
serce i rozum
jedna dusza
codzienne oddalanie
o krok
o sens
o życie
nagość duszy
skryłam
w ramionach nocy
źrenice świec
płonęły
żarem namiętności
pragnienia
wirowały figlarnie
w zapomnieniu ciał
szept
splatał dotyk
aż do rozkoszy
świtu
gubię sny
jak drzewa
kolorowe liście
zbieram
je w bukiety
pełne żółtego smutku
brązowym bólem
przybrane
niekiedy
rumienią się
rozkoszy czerwienią
wiatr
kasztany
rzuca do stóp
i tylko myśli
snują
kolejną pajęczynę
między
nocą a nocą
pożółkłe liście tulą się do mnie
jakby chciały
się ogrzać
resztkami minionego
lata
uciekam
we wspomnienia
przytulam się do nich
a tęsknota za latem
szepcze do ucha
że nic nie trwa
wiecznie
spadająca gwiazda
daje nadzieję
bezsenność
wypełnia pustkę nocy
aż po brzegi świtu
zniecierpliwione
powieki szukają
pierwszych
promyków słońca
nieśmiało
przenikających
w szarość nocy
źrenice
tętnią bólem
straconych obrazów
z marzeń
cisza
wybrzmiewa
gniewem wiatru
łzami
zalane ulice
nie mogą znaleźć
ukojenia
błądzą między
rozdartym niebem
a duszą
szukają pocieszenia
zatracić siebie
i uciec od życia
polną drogą
w stronę chmur
w gęstwinie myśli
w dąbrowie słów
odnaleźć przeznaczenie
ukryć się
w ramionach drzew
szerokich
ukojenie znaleźć
w szeleście
spadających liści
codziennie
buduję nowy most
by zburzyć go
w przepaść
myśli nieodgadnionych
odbudowuję przepaść
pomiędzy
wczoraj a jutro
by zwodzona konstrukcja
wytrzymała próbę czasu
i tylko
na wydeptanej
ścieżce marzeń
zostają ślady
rozmazanej samotności
powiało chłodem
obojętność jesieni
spadała pod nogi
jak liście z drzew
z godziny na godzinę
czerwono-złote-zielenie
iskrzyły emocjami
chłód skrystalizował
sople łez
porozbijane
o parkowe aleje
samotności
brakuje słów
by opisać
ból tętniący
w skroniach
brakuje ciszy
by zagłuszyć
pustkę
rozpalającą duszę
brakuje nocy
by dzień
nabrał
właściwych barw
złoto-krwista
aleja jesieni
spłynęła deszczem
w kałuży
przeglądał się
smutek
wczorajszego dnia
rozdeptany
dywan liści
skrywał szczęście
potknęłam się o nie
niezauważone
zziębnięte i samotne
czekało
na swoją szansę
mijane pośpiechem
zapomniało
o sobie
między słowami
spaceruje samotność
skrywa smutek
za welonem wiatru
perły łez
nanizuje
na srebrną nić
wspomnień
liśćmi otula
jesień duszy
drży bo przyszła
za wcześnie
zburzyłam świat
ten co pod powiekami
ożywał nocą
znam go na pamięć
wypatrzyłam
w nim wszystkie
kolory
aż spopielały
codzienności bólem
kontury
zanikają powoli
aż ogarnie je pustka
nie szukaj mnie
gdy odejdę
za chmur kłębiastych
horyzont
muszę pozbierać
okruchy duszy
pogubione
w codzienności
zlepić te skrawki
by przetrwać
wrócę świtem
z mgłą jesienną
rozwieszę smutki
na pajęczynie myśli
lęki wiatrem
pogonię
by łzy utopić
w kałużach
i poczekam
na pierwszy promień
który przebije
obojętność
utkałam sieć
z nici niepamięci
zawieszam
na nich
kryształy łez
myśli
słowa
uczynki
zdobię duszę
koralami smutku
uśmiech gaśnie
gdy oczy błyszczą