między kroplami deszczu prowadzisz mnie za rękę ku jesieni parasol twoich ramion osłonił szczęście przed wścibskim wzrokiem tęczowy most zaprowadził nas na kasztanową aleję tam odnaleźliśmy wrześniowe skarby ukryte w złotych liściach
ołowiane powieki powoli zatrzaskują bramy do krainy Morfeusza pod dywanem rzęs ukryty jest klucz do nieba tam na obłoku czeka ukojenie puszyste ramiona księżyca pozwalają nasycyć się spokojem
w twoich oczach znajduje swoje odbicie przeglądam się w nim możliwie najpełniej poznaje siebie odkrywam ciebie widzę nas po drugiej stronie lustra znalazłam zapomniane przedmioty zakurzone wspomnienia w bałaganie emocji odkrywam nasz świat na nowo
bezradność jest niesprawiedliwa nie szuka rozwiązania nie pyta o drogę jest bierna naiwna pozwala duszy na powolne konanie ukojenie potrafi znaleźć tylko w nieszczęściu innych
brązowo – złoty dywan
szeleści
purpurą liści
zachęcając
do wspólnej wędrówki
tam, gdzie jarzębiny
rumienią się pocałunkiem
a nagie gałęzie drżą
muskane
wiatru dłonią
zapatrzona w głębię duszy
zadumana
zasłuchana w ciszę
jesień
otula nas
mglistym woalem
być bliżej niż w snach bez miejsca na oddech pełen szeptów pieszczot dreszczu namiętności w ciszy miłości słychać dotyk odbijający się w spojrzeniu zakochanej duszy
by ożywić zapomnianą miłość daj przykład podziel się uczuciem przytul duszę odgarnij włosy skrywające smutne oczy zaopiekuj się zranionym sercem lodowate dłonie ogrzej ciepłem ramion tak jest bezpiecznie
nie potrzeba wielu słów wystarczy jeden gest by zrozumieć choć droga do serc kręta i wyboista zaprowadzi nas do celu gdy przejrzysz swoją duszę w moich oczach będziesz wiedzieć że to przeznaczenie
coraz mniej czasu na szczęście świat galopuje bez opamiętania gubiąc po drodze sens i ludzi zatrzymaj się przytul dzień obejmij ramieniem wszystko co ci daje słońce spadające z drzew liście nadzieję miłość i ciesz się chwilą póki ją masz
wspomnienie to spotkanie po latach trwały ślad przyjaźni wyryty w sercu jak pierwsza miłość która ma znaczenie wspólne doświadczenie radości i smutku przeszłość nabiera barw teraźniejszości z uśmiechem przeżywamy ją od nowa
jesienna depresja puka do bram serca by melancholią kołysać duszę szelestem liści zagłuszyć szczęście deszczem oczyścić drogę do ciepłych ramion kojących trudy dnia i tylko w niebie wpatrzonych oczu odbijają się złote promyki dając ukojenie zamknięte w splecionych dłoniach
bezsilność dopada nas znienacka jak migrena dręczy umysł i ciało nie zamkniesz jej w pięść by rozbić mur obojętności ból od środka rozsadzi skronie dławiąc krzyk wylanych łez
kamień przytłacza duszę ciężarem trosk by serce zamienić w głaz niedotrzymane obietnice rozkruszają serce rozbitą skałę wiatr rozrzucił po świecie rozum próbuje je pozbierać wędrując rwącym potokiem myśli
powiało chłodem zmęczenia pustką samotności bezkresem niepoznanego w otchłani nocy warto poszukać ukojenia sen przyniesie siłę na poranną wędrowkę w nieznane
świt zrzuca mglisty woal
by w ostrym słońcu
las nabrał złotej patyny
ogrzewając korony drzew
brązowym dywanem
jesień
pokrywa dróżki
czerwienią skrzą się
jarzębinowe korale
a babie lato
utkało pajęczynę
wspomnień
by nie przeminęły
jak lato
przeszłość nadała kształt teraźniejszości echo odbija obrazy w błyszczącym lustrze jeziora wiatr przywiał wspomnienia odlatujące na zimę ptaki wykrzyczały skrywane tajemnice przyszłość powoli szkicuje swoje plany
nocny dancing pragnień zatraca się w tańcu nagości między ognikami świec serce nadaje rytm umysł traci kontrole nad ciałami które pocałunkami zniewalają się aż do świtu
zmęczenie wybucha złością pogrąża ból pęka z bezsilności zniewala umysł pogłębia bruzdy na twarzy zapisując cierpienie spracowane ręce chowają w pięści strach nieprzespane noce usypiają zmysły przed kolejnym wyzwaniem
magia komplikuje naszą rzeczywistość trudno uwierzyć w idealny świat gdy realność nie ma znaczenia czary malują uśmiech i łzy na twarzy iluzja wodzi nas za nos wyjmując z kapelusza kolejne okruchy szczęścia
wspólna droga pełna pokory nie znosi sprzeciwu tak jak miłość bezwarunkowa czasem ktoś ją zdradzi okłamie zrani zabraknie mu siły by podjąć walkę w swojej potędze nie straci nadziei bo wierzy w przyszłość
cisza koi niepokój duszy która wybacza zło nie pyta bo prawda jest bolesna a kłamstwo choć piękne nie pozwoli zapomnieć bólu upokorzenia niemocy zdrady ciepłem dłoni rozgrzewa chłód spojrzenia skrywanego za parawanem rzęs