samotność poraża przestrzenią taki tłum a wokół żadnej twarzy cisza krzyczy echo nie odpowiada pomiędzy nami tylko wiatr rozwiewa szczęście przynosi zmiany spadają liście odsłaniając nagie dusze drzew
odchodzę od siebie w pośpiechu nie szukam już rytmu serca nie słucham krzyku myśli splątanych odchodzę szukam siebie od świtu do nocy od nocy do świtu zapatrzona w cień zapominam swoją twarz jej odbicie znalazłam w kałuży łez po drugiej stronie duszy
między nami czas za nami przestrzeń ty i ja dwa byty zaklęte w niebycie weź mnie w ramiona i trwaj otchłań nocy pochłonie nas bez reszty będziemy jednością
samotność serce zamilkło wsłuchane w szept wiatru jesienna cisza kołysze duszą w bladych promieniach zbieram bukiety babiego lata delikatne jak wspomnienie dotyku twoich rąk muśnięcia warg spragnionych zapatrzona w błękit nieba jak w twoje oczy
znalazłam ciszę w ogrodzie muśniętym złotem wpatrzona w niebo liczę ptaki skrzydłami trzepoczą w stronę słońca' wiatr goni marzenia liście szeleszczą z tęsknoty za Tobą
biegnę deszczu aleją zapominam i pamiętam łez kryształy rozbijam o ziemię zbieram myśli zbłąkane między kroplami deszczu szukam w nich miłości naszej ślady
zawarłam z życiem kompromis nie słucham już ślepych nie patrzę tam gdzie na głucho zabity świat idę przed siebie pustynią betonu tłumem niewidzących twarzy i trwam
ozłociła drzew zielonych korony wiatrem przyniosła jarzębin korale rzuciła pod nogi kasztanów klejnoty przyszła w purpurze wpatrzona w błękit nieba jesień królowa melancholii
dusza pustynia słów wypełniona rozpaczą po brzegi myśli splątane bólem nie znajdują drogi wyjścia została pustka przelana na papier błękitną łzą atramentu
rozbierasz mnie szeptem dłoni niecierpliwych blaskiem gwiazd ośmielonych pocałunkami znacząc drogę do rozkoszy bram w bezpiecznej przystani ramion rozkołysanych szukamy drogi do świtu
nie odwracam oczu gdy ból wieje mi w twarz perły łez nanizuję na sznur myśli splątanych niepewnością nasłuchuję wiatru złagodzi krzyk duszy serce zamilkło skamieniało
kasztanową aleją wspomnień idę przyspieszając kroku szukam nieba w twoich oczach tego, w którym zatracam się bez pamięci tego, które buduje dla mnie zamek bezpieczną przystań ramion rozkołysanych w splecionych dłoniach kiełkuje uczucie codziennie ciągle od nowa
nie szukam już człowieka w tłumie pędzących twarzy jedna po drugiej biegnie od być do mieć od dużo do więcej przystanęłam zmęczona w pustym tłumie pora wracać poszukam człowieka w sobie muszę się z nim na nowo zaprzyjaźnić
słowa straciły sens w jazgocie nocy i dni rozbite na monosylaby grzęzną w pustce myśli błądzą oślepione księżycową ciszą krok po kroku zanurzają się w nicość
idę prosto w jesień aleją kasztanowych serc złote liście szeleszczą spadając z drzew wiatr plącze loki deszcz rozpływa się kolejną łzą i tylko karminowa czerwień ust uśmiecha się w kącikach wspomnień
nie dotykaj mojej duszy nieproszony jej kolce zranią cię do żywego rozum nie opatrzy ran a serce nie zmieni rytmu nie dotykaj mojej duszy gdy cierpi ciernie są jej odbiciem w krzywym zwierciadle dnia
gdy świat nie zasłużył na ciebie nie bój się iść pod prąd nie łam swoich zasad nie warto samotna wędrówka na przekór i pomimo to sposób na zwycięstwo świat zrozumie stratę gdy runie
mgłą melancholii otuliła park pajęczyną myśli owinęła strach między wrzosami ukryty korale rosy zdobią ślady lata przyszła znienacka jesień czekałam na ciebie