ubrana w wiatru sukienkę
spaceruję łąką
po skoszonej trawie
jak wiosenny zefirek
przelatuję cicho
delikatnym dotykiem
pieszcząc maki
by w jednej chwili
zamienić się wicher
trzaskam wtedy okiennicami
wychodząc z siebie
sztormem
skłócę fale z lądem
by halnym pogodzić góry
potrafię jak huragan
złamać drzewo
tornadem zniszczyć świat
i morską bryzą
musnąć
zapatrzoną we mnie twarz