mrok obejmował
ziemię ramieniem
miał ją w posiadaniu
aż do świtu
gęsta jak smoła
czerń nocy
oblepiła
bezsennością
czekałam
na życiodajne słońce
rąbek gwiazdy
wynurzał się z rzeki
potężniał
wznosił się coraz wyżej
z minuty na minutę
stawał się świetlistym życiem
sensem bytu
wschód słońca