osamotnienie paraliżuje duszę bez emocji bez gestu bez słowa krzyk dławi strach przed pustką myśli i niewidzących oczu wokół tylko twarze wygięte grymasem i cisza gęstniejąca przerażeniem
szukam schronienia w ramionach deszczu chłód z przestrzeni łagodzi ból ukryty w skroniach krople jedna po drugiej jak balsam otulają duszę płyną doliną rozpaczy wprost pod stopy by rozpaść się na bruku na kryształy wspomnień
pod ciasną maską obojętności skryłam duszę rozerwana na strzępy wylewa się potokiem niemych łez z niewypowiedzianych słów buduję mur by osłonić resztki normalności
perły łez nanizuje na wspomnień cienką nić naszyjnik bólu i rozpaczy z dnia na dzień coraz dłuższy słowa jak kryształy pękają z bezsilności paraliżując każdy gest
noc puste godziny niemocy serca miarowy oddech zamknięte oczy i cisza słów tętniąca w głowie sen nie przynosi ukojenia rozczarowana czeka na kolejny świt
pustka i tylko pod powiekami zostały zamazane obrazy pastelowe cienie ledwie zarysowały wspomnienia wczorajszego dnia ciężar dnia olejną kreską zaznaczony akwarele namalują drogowskaz na kolejne dni
bez odpowiedzi czas stanął w miejscu tyle słów i znaczeń noc za krótka by odnaleźć sens myśli krążą między słowami pamięć burzy niesprawiedliwość pytania rozszyfrowują zagadki życia by odkryć cel wystarczy wiedzieć
okradziona z dni i nocy zastygam gdzieś pomiędzy wczoraj a dziś jutro przychodzi powoli pierwsze myśli stawia na progu świtu w zawieszeniu czeka na słowo gest i dotyk
dusza rozdarta krzykiem ciszy krwawi samotnością ból nie bierze jeńców bez słowa zabija niemoc strach rozczarowanie nie szuka zrozumienia czeka tylko na spokój
jest za cicho pustka nocy przytłacza głębią słowa grzęzną w gardle myśli krążą nie znajdując sensu niemoc rozsadza skronie łzy sklejają powieki sen nie przychodzi byle do rana
skamieniałam jak Niobe z rozpaczy i bólu łzy bezsilności rozbijają się o bruk słowa więzną w gardle myśli ranią serce sztyletem pamięci ręce drętwieją zamierają w półgestach by trwać
tęsknota oplata nas pajęczyną wspomnień czas stanął w miejscu słowa kolorują myśli układają z nich puzzle obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie dzień po dniu pamięć za ból i cisza
most zawieszony na krawędzi rzęs stąpam po nim niepewnie między jawą a snem szukam ukojenia troski dnia zlewają się z łagodnością nocy łzy obmywają myśli dusza oddycha spokojniej milkną słowa cisza pokornieje
wiatr zgasił słońce niebo poczerniało cisza ugrzęzła w koronach drzew ziemia się zatrzęsła popękała w posadach pochłonęła krzyk i strach łzami deszczu zmyła ból zostawiając ślady w koleinach przeszłości
stanęłam na pustej scenie w teatrze życia powoli gasną światła spadają maski zmieniają się role liryczna tragiczna zawsze jakaś został tylko jeden akt rozpaczy
cisza jak chłodny wiatr przeszywa skronie mrozi myśli aż do kości zadaje ból każdym wykrzyczanym słowem cisza nadeszła znienacka zagościła między sercem i rozumem stoi na rozdrożu szuka drogi wyjścia milczeniem balsamując strach
spopielały dni noce krwawią łzami samotności gdy odchodzi matka czas staje w miejscu słowa rozbijają się o mur ciszy wracają echem rozdzierającym skronie gdy umiera matka dusza krzyczy strachem o jutro bez marzeń między wczoraj a dziś została tylko niewyobrażalna pustka
czekanie droga donikąd w ciszy prowadzi w dwie strony czekanie czas płynie powoli złudne minuty nie chcą się skończyć czekanie świt zbliża się do nocy nie znajdując słońca
niepokój rozsadza skronie zagłuszając drżące serce między ciszą a ciszą dusza krzyczy o szansę karuzela uczuć kręci się bez przerwy gdy zamilknie straci wszystko
bezradność między bólem a myślą uwięziona wije się w konwulsjach nocy wiatr gęste chmury rozgania ciszę nawołując by ukoiła duszę poranioną deszcz obmywa ścieżki kręte by wyznaczyć im drogę do szczęścia
pustka z minuty na minutę życie toczy się miarowo idzie przed siebie mijając betonowe ulice i leśne dukty bujając w obłokach i tak zerka pod nogi by nie potknąć się o kolejny dzień bez celu
w zwyczajny dzień stanęła w świetle błyskawicy niczym zjawa powodzią wrażeń sięgnęła głębi rozwiała nieufność i obawy zatrzymała ciszę na lata na wieczność wiatr odleciał w stepowy bezkres wysokie trawy wstrzymały oddech na chwilę zagłuszając krzyk baśniowego kraju fala tsunami
noc wkrada się przez otwarte okiennice duszy wspinam się zadeptując gwiazdy by przysiąść na księżycu chłodny przyprószony srebrem kołysze do snu ukryte pod powiekami myśli
dusza podzielona na dobro i zło potyka się o własne myśli nie rozróżnia słów nie czuje gestów nie liczy się z emocjami pajęczyną zdarzeń oplata serce by biło dalej miarowo choć raz dobrze a raz źle
w chaosie pustki myśli podarte na strzępy słów próbują złożyć sens kolejnych dni emocje budują napięcie czas potęguje niemoc i tylko łzy śmieją się szyderczo dłonie drżą podpisując wyrok kolejnych bezsennych dni
między przeszłością a przyszłością krążą myśli wypędzone przedwiośnie wieje chłodem remanent wspomnień wietrzenie zdrarzeń porządkowanie pragnień małymi krokami idzie wiosna czas przygotować nowe emocje