biegnąc
przez grodzone
makami ogrody
spojrzałam na włosy
strapione z tęsknoty
słońce sypało
nad głową
kopiejkami słów
a księżyc wygrywał
na flecie melodie
ciszą śpiewaną
i półmrokiem
sen
wlewa się do gardeł
ociekając
jest cichy
jak krew w żyłach
napełnieni
po brzegi chmurnością
zdumieni szelestem
spadamy
ciemno
zatrzymujemy
swój smak
przed porankiem
zamkniętym zachodu
pomrukiem
w zachwycie muśnięty
ciszą graną strunami
przy stole
rzeźbionym nadtroską
nie budź mnie
proszę