pod płaszczykiem bezradności
przychodzi znienacka
skowyczy jak zbity pies
o szklankę wody
ciepłą michę
dach nad głową
kłamstwami
kradnie serce
nasycony odchodzi
obrzucając kamieniami
szklany dom
nie wie
że odłamki
odebranych marzeń
zabiją jego duszę
powoli