we mgle
niedomknięte
okno trzeszczy
jak groźna
bestia
chłodny wiatr
szarpie ciała
wygłodniałym
podmuchem
szyderczy śmiech
czai się za drzewem
nicości
okno zatrzasnęło
swój pysk
wiatr ucichł
speszony
śmiech zniknął
ból istnienia
zatacza krąg
pozostawiając
rozpacz płynącą
po śmierci