palcami
na szarym papierze
badam
wypukłości czasu
od czasu do czasu
cichymi drganiami krtani
tonacja
wznosi się
to wyżej
to znow niżej
pnie się do góry
trzyma na poziomie
rwie w dół
niczym woda
w strumieniu
przyspiesza
ciągnąc za sobą
życie
gdy wiatr
rozwiewa
myśli egzystencji
już nic nie boli
tylko spokój
ogarnia
nasze ciało