nad ranem
zmęczona tęsknota
zasypia głęboko
w paradoksalnym
uniesieniu
przykryta
kocem smutku
po uszy
dokładnie
w ciszy
snuje się oddechem
bezbarwnym
śpiewa kołysankę
leniwie
przeciąga
się w myślach
ospale
stuka
w okna serca
subtelnie
uparcie
bez odzewu