wróciłam z podróży w głąb siebie odwiedziłam trzysta sześćdziesiąt pięć stanów świadomości z każdej przywiozłam bagaż doświadczeń - mały kamyk zbudowałam z nich twierdzę na wysokiej skale to zamek obronny ukrywający w wieży skołataną duszę
przysiadła obok tej nocy cisza zlękniona szuka zrozumienia w potoku myśli wybuchających jak fajerwerki milczy układając rzędy słów na brzegu świtu gasi sens ukryty w blask gwiazd
tak łatwo zamknąć za sobą drzwi zrobić krok by zbliżyć się do przepaści myśli uwolnionych tak szybko pochłaniają duszę przeglądając się w źrenicach szyb tak daleko i tak blisko w drodze do celu między przeszkodami słów i czynów za mało czasu by popełnić błąd
żyjesz dniem dzisiejszym bo jutro ciągle nieznane stojąc przed bramą piekieł nie wiesz w którą pójść stronę los pokrzyżował twoje plany a do nieba za daleko
chwila ulotne między nami myśli i słowa zaklęte w pajęczynie znaczeń krok po kroku gubimy sens dni połączonych pomostem nocy w spojrzeniu otchłań coraz głębsza i tylko czas wszystko spłyca
uwięziona w zamkowej wieży dusza jak samotna księżniczka otula się chłodem kamiennych komnat w mrocznych krużgankach bawi się w chowanego z dobrem i złem nie liczy już kryształów łez zobojętniała przywdziewa już tylko strojne szaty by oszukać los
serce pęka powoli z chirurgiczną precyzją dzieli życie na przed i po myśli odchodzą od wspomnień słowa tną emocje dusza ulatuje zostawiają pustkę blizny łączą tkankę ale serce nadal krwawi
dobro i zło toczą walkę o duszę wciąz za mało o nich wiemy by przeciągnąć szalę na swoją korzyść zaciska się pętla na szyi uwięzieni w kokonie kłamstw codzienności nie możemy rozwinąć skrzydeł
w morzu łez wylanych pływają myśli pogubione rozbijają się od brzegu do brzegu by zatonąć kamienie wspomnień burzą fale spiętrzone emocje szukają ujścia by zacząć żyć od nowa
nocą dusza pustoszeje szuka spokoju zostawiając za drzwiami powiek strach minionego dnia zrzuca z siebie balast empatii oczyszcza myśli z wyznań zapomina obrazy sekwencje uciekają jedna po drugiej cisza kołysze nocą aż do świtu po przebudzeniu dusza zbroi się na nowo
w kroplach deszczu przegląda się strach utkany z pajęczej koronki nocne myśli na papier spłynęły i demony z furią odfrunęły a strudzoną głowę przykrył sen rano zostanie zdumienie
słowa przypięte do smutnych twarzy sumienia ludzie spowite własnym mrokiem poszukując prawdy z garścią wierszy milczą jedynie słowa tęsknoty zostają na kartkach napisane dla nikogo
rozpadłam się na duszę i ciało zapadła cisza dwa niezależne byty połączone jedną myślą jak ogień i woda toczyły walkę o sens godziny mijały zataczając kolejny krąg dzień goni noc za krótką by żyć
odliczam kroki między bytem a niebytem balansuję na krawędzi pajęczyny myśli mijam splątane radości i smutki przyspieszam by zgubić gniew wiążący niepamięci supełki idę w ciszy otchłań by wykrzyczeć siebie
słowa płynące potokiem niosą treści różne bez słów zbędnych zrozumiesz gest spojrzenie i wymowną ciszę rozświetlisz mrok słuchasz choć nic nie mówię wybaczysz zrozumiesz
kolejny dzień jak kamień rozbija życie popękane trzyma się tylko od świtu do świtu od nocy do nocy ode mnie do ciebie skleja ciszą strzępy minut wydarte z klepsydry zdarzeń ziarenkami piasku znaczy ślady prowadzą w otchłań tam tli się ostatni płomień nadziei
dusza wypłakana w rękaw nie ma siły by się podnieść zszarzała bólem schroniła się pod płaszczykiem łez w kącie samotności cierpi rozrywając myśli na strzępy słów nie dochodzi tam nawet krzyk ciszy
rozbiłam szklany sufit myśli teraz już mogę rozłożyć skrzydła promienie słońca wkradły się w duszę przynosząc spokój istnienia chaos słów i gestów układam na nowo w logiczną drogę jutra
codzienność mijamy bez sensu bez celu cienie świata upadłe i płytkie podnoszą głowę wysoko bez głębi szarość dnia staje się regułą a my idziemy pod prąd z blaskiem nadziei w dłoni
miasto zatopione w bieli absolutu powoli zapada w sen puchową kołdrą otulone zamyka oczy zmęczonych domów pod sufitem nieba zawieszone gwiazdy migoczą sennym marzeniem raz po raz spadają między płatkami nucąc kołysankę i tylko ludzie nie wiedzą czy cieszyć się puchem rozgarniając go po kątach
wiatr sprząta ulice z emocji rozrzuconych po kątach gniew i ból zgarnął na kopczyk liści zdeptanych igra z nami chłodem rozpraszając duszę rozgania ptaki jednym podmuchem szczęście i radość przykrył białym puchem tańczy z myślami rozrzuca łzy które kryształem lodu rozbija pod stopami
nie porównasz samotności między tęsknotami tkają inne pajęczyny myśli ciało rozpamiętuje dotyk niespokojnych dłoni w duszy brzmią jeszcze szepty rozpalone gdzieś między jawą a snem rozwieszamy obrazy wspomnień wyraźne igrają pod powiekami te rozmyte akwarelą rozpuszczają się w jednej łzie
spochmurniała dusza zatroskana puste godziny płyną coraz dalej poczerniało niebo w moich oczach skronie tętnią burzą myśli gwiazdy umierają w moich oczach iskierki gasną jedna po drugiej w niepamięci zapisane żale potęgują tylko pustkę spojrzeń niewidzących
znalazłam ciszę na skraju nocy przysiadła by w czarnej tafli nieba znaleźć ukojenie dla myśli pędzących od świtu do świtu dla duszy udręczonej bólem istnienia słowa układają się w całość by wybrzmieć w mroku widać więcej
kiedy wrócisz ze swojej podróży skończą się westchnienia przeminą jak wiatr gnający po niebie na skrzydłach ptaków przyniosą marzenia zapełnią pustkę duszy rozjaśnią myśli pozwolą mówić sercu nim zapomni
zostawiłam na tęczy ślad swojej obecności błękitem wstążki idę w głąb duszy gdzie czerwień rozpala zmysły złote krople potęgują pożądanie fiolet zamazuje codzienności rysy by zakwitnąć zielenią od nowa
noc sypnęła srebrem otulona białym puchem oddycha mroźnym powietrzem zaciera ślady jesieni strojąc drzewa w suknie kryształami wyszywane lodowe drogowskazy będą wskazywały kierunek ku wiośnie
idę powoli ku mroźnej krainie szukam serc skutych lodem ogrzewam się myślą o białych alejkach mroźnych gałęziach sięgających szarych chmur iskrzące płatki puchem okryją samotność jesieni słońce oślepi blaskiem wszystkie smutki zamarzną aż do wiosny
odcisk buta w błocie i las bezimiennych trawa tuli kamienie tam gdzie rosły domy i wsiąkła w ziemię bohaterska krwi kropla pamięć przez czas zatarta i tylko krzyże drzewa spisały wszystko na kartach historii
w ciszy rodzi się ból noc wbija ciernie gwiazd w myśli błądzące aż do świtu za mało barw by odnaleźć sens życia słoneczny za dużo słów by zapomnieć obietnice bez pokrycia
w kamieniu na pozór zimnym zaklęta jest ludzi historia pomniki życia które przeminęło zrodzone z ludzkiej myśli strażnicy lęków naszych bliźnich szepczą ścieżki fundamenty wspomnień lustra serc zgłębionych bezmiarem strachu i bólu
życie jak zbiór zdarzeń bez znaczenia kreśli drogi nieokreślone czasem i przestrzenią galopuje do przodu potyka się o pozostawionych jeńców cisza blokuje myśli o nich uciekające minuty nie mają znaczenia dusza i rozum żyją oddzielnie
na skrzydłach motyla wzleciała strząsając kurz ze starych ksiąg kamiennym atramentem pisanych odleciała w dal zawstydzona nie każdemu los wędrowca pisany dźwigać w plecaku marzenia tak ciężkie jak górskie kamienie powróciła nieśmiała stąpając cicho jakby chciała ukryć wszystkie wersy wykute w kamieniu
rozpakowałam samotność rozwiązując kokardę czerwoną niewiadomą skrzył się papier rozerwany na strzępy zwiastował pustkę ciszę i ból które przychodzą znienacka i został by rozkwitła
drzewa i krzewy otulone szronem kłaniają się wokół gdy wiatr kołysze ich ramiona szerokie w tych ukłonach niedoścignionych cudowna natura przegląda się w lustrze wody chce zatrzymać ten obraz do wiosny
w labiryncie duszy zdrad i cierpienia to co początkiem żałosnym się staje w tłumie osłupiałym stoisz po złudzenia i prawdy brakuje ci ducha przeszłość powraca samotność myśli wychodzi na deszcz i moknie nie potrzebni nikomu otwieramy czarny parasol i milczymy stojąc
zapadam się w noc powoli odkrywam jej głębię u progu świtu szarzeją marzenia rzeczywistość skrzeczy pośpiechem mgła skrywa myśli uwięzione między duszą i ciałem
świat pytań martwych jest przewrotny w przestrzeni pustej sceny w niemocy lubi chodzić własnymi ścieżkami upływa na smutku i radości ze spóźnionych burz
pajęczyna myśli oplata ciało jak dłonie kochanka noc prowadzi taniec splątanych dusz czytają siebie z otwartej księgi pragnień między rozkoszą a zapomnieniem stają się jednością