Na przygarbionych plechach
wór codziennych trosk
staje się cięższy
z dnia na dzień
rano rzeka wrogich
obcych twarzy
skowyt duszy
w oczach łzy
w uszach słychać urzędowy ton
słowa
- jak drobno tłuczone szkło
sypią się na otwartą ranę
i jeszcze ten okruch serca
zapakowany w papier
a kiedy
zmierzch ściemni ścieżki
nie próbuję już nawet wędrówki
przez ciemność
noc w ciężkim półśnie
- byle do rana