w półprzezroczystej przestrzeni
nie zostajemy sami
choć tłum
obojętnych twarzy
potęguje ciemność
bezkresu między nami
w gasnącym
świetle dnia
nie sposób
zapomnieć
dziecka wyrzuconego jak śmieć
kobiety żebrzącej o chleb
wyjącego na łańcuchu psa
wieczór zapada
jak czad nad ziemią
a cień zła niczym ptak
krąży po niebie