słońce umarło
cisza krzyczy
przekracza
granice
horyzontu
skrzy
się od złota
rubinów
rozrzuca
klejnoty
po niebie
hojne
majaczącym
szeptem wstydu
oddycha
tajemnice
antypodów
zatrzyma
dla siebie
słysząc
echo prawdy
spokojna
jak ptak
na gałęzi
kruchej
milczę