rozrywam
szarość codzienności
na biel nocy
i czerń dni
mroczne twarze
bez emocji
z piętnem bólu
zarysowanym
na skroniach
mijam co rano
bez celu
odmierzam
długie godziny
tłum blednie
ukojenie
nadchodzi powoli
księżyc
rozjaśnia myśli
bez zmrużenia oczu