w porannym biegu
spóźniona
o pół szczęścia
zapomniałam
przywdziać maskę
codzienności
jak na skrzydłach
gnałam przed siebie
mijałam
zmęczonych ludzi
smutne ulice
obietnice złamane
bezdomne uczucia
i niechciane psy
w jesiennej kałuży
przejrzałam na oczy
wiatr zdmuchnął
bezsens tych dni