ciągniemy
w dół
przepaścią jutra
gdzie
po lichym moście
znowu będziemy
się piąć
każdy swoją
ścianą
wypijmy do dna
naszą
rozerwalność ramion
zakrztuśmy
się znowu
bezsilnością
czerwieniącej róży
która kolcami oplata
nasze skronie
błagamy o więcej
krzyżując
popiersia z kamienia
w jednym oddechu marzeń
w zapamiętaniu
wydobywam
słowa
które jak popiół
sypiesz
mi na głowę