przed siebie
choć nie ma tam nic
zatrzymuje mnie tylko
lepka gęstość powietrza
obejmuje niczym strach
dławiący żywego
nie mogę się zatrzymać
brnę z wysiłkiem
w okowach realności
w brutalnym mieście
zapada zmrok
płaszczem powiek otula oczy
ubiera dzień
w tragiczną maskę
uśmiecham się
przez łzy
idę
może Ciebie spotkam