jak autobusy zdarzeń
między
przystankami życia
jeszcze wczoraj
twarz wtulałeś
w obłok
wiszący nad sosnami
teraz głos twój
jak ptak wędrowny
wraca do moich marzeń
tak dawno
nie byliśmy razem
w słonecznej sieci
zaplątały się szmery
naszej miłości
i nie wiedzieć kiedy
miasto
nas tak zniewoliło
że brak już
przestrzeni
ostry wiatr
rozsypuje przed nami
fortyfikacje
by nie broniły dostępu
do marzeń
tak powszednich
jak chleb